wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 2. 'Four Seasons' zaprasza :

Następnego dnia o godzinie siódmej trzydzieści wieczorem Dylan zaparkował w San Pedro przed domem swojej dziewczyny, Alexz Lyngate. Zaciągnął ręczny hamulec, i włączył płytę w odtwarzaczu wbudowanym do czarnego, nowoczesnego Ferrari Spider, należącego do Melissy. Jego opiekunka pozwoliła mu pojechać na bal maturalny swoim samochodem, kiedy to ona użyczyła jego własnego srebrnego Fiata Linea.
Podczas gdy Dylan wystukiwał rytm granej aktualnie piosenki, otworzyły się drzwi frontowe wiktoriańskiego domku, w którym mieszkała jego dziewczyna. Chłopak skierował wzrok w kierunku wejścia do budynku, i o mały włos nie zawył z wrażenia na jej widok. Patrzył na nią przez przednią szybę, jak ostrożnie stawia kroki w wysokich, czarnych zamszowych szpilkach. Czas się dla niego zatrzymał na tak długo, że aż zapomniał otworzyć jej drzwi od strony pasażera.
- Witaj, kocie – cmoknęła Dylana w prawy policzek. – Mela kupiła ci tą furę na osiemnastkę?
Tak Alexz nazywała prawną opiekunkę Dylana po tym, jak po raz pierwszy Dylan zaprosił ją do siebie. Miało to miejsce na miesiąc przed tym, jak oficjalnie zostali parą. Kiedy Alexz zobaczyła, że chłopak przypatruje się jej kreacji, zauważyła, że koronkowa mała czarna podwinęła jej się prawie pod same biodra. Machinalnie poprawiła sukienkę.
- Ślicznie wyglądasz. Powinnaś częściej się tak ubierać – Dylan posłał jej oczko. – Mogłaś powiedzieć, że będziesz miała zielone dodatki. Wtedy wybrałbym krawat pod kolor.
- To nie byłoby konieczne. Ten podkreśla kolor twoich oczu.
- Naprawdę tak uważasz?
Alexz zarumieniła się i odwróciła wzrok od twarzy Dylana. Na co dzień twardo stąpała po ziemi i byłą bezpośrednia, jednakże przy Dylanie zamykała się w sobie. Nienawidziła swojego postępowania.
- Powinniśmy już ruszać. Nie chcę się spóźnić, na bal, który każdy przeżywa tylko raz w życiu.

Dylan wpatrywał się przez moment na jej profil, potem spojrzał na wymanikiurowane dłonie, które ujął w swoich, po czym włączył zapłon i odjechał.

~ ? ~

Luke Anderson, najlepszy przyjaciel Dylana od niepamiętnych czasów, już czekał pod budynkiem hotelu ‘Four Seasons’ u boku jego partnerki, drobnej i zamożnej Rity Schoenfield. Ojciec dziewczyny zasiadał w Senacie, toteż średnio raz na dwa tygodnie wymieniała wszystkie ubrania w garderobie. Na co dzień ubierała się jednocześnie stylowo i bardzo szykownie, jednakże dzisiaj przeszła samą siebie. Założyła śnieżnobiałą, szytą na zamówienie suknię bez ramiączek, z wyciętymi plecami, rozkloszowaną od bioder do samej ziemi. W pasie przepasana była przyszytym bladoniebieskim pasem, przechodzącym w zwiewną tkaninę po jej lewym boku. Do tego wybrała dopasowaną odcieniem bladoniebieską kopertówkę oraz szpilki od Chanel.
Podczas, gdy Rita przeglądała się w lusterku i poprawiała makijaż, Luke krzyknął:
- Dylan, tu jesteśmy!
Chłopcy przywitali się tradycyjnie, przybijając wymyślonego przez nich samym tak zwanego ‘plemnika’. Polegał on na ściśnięciu dłoni w formie żółwika oraz falowania ręką, w celu zderzenia się z pięścią kolegi. Rita z Alexz za to przytuliły się na przywitanie. Niebawem zjeżdżali się kolejni goście. Jedną z nich była wysoka, smukła Vanessa Vanderwaal, najlepsza przyjaciółka Rity. Jej króciutka, również szyta na zamówienie srebrna kreacja błyszczała niczym kula dyskotekowa, podkreślając szare tęczówki. Włosy, które zazwyczaj nosiła rozpuszczone, tym razem spięła w luźnego koka, przy pomocy wypełniacza. Wszyscy podejrzewali, że na bal przyjdzie ze swoim chłopakiem, z którym była już od ponad półtora roku, tymczasem wokół niej ciągle kręcił się Jake Hawthorne, największy imprezowicz w historii ‘Wild Wood High School’. Był on znany z tego, iż nie opuścił ani jednej domówki od początku szkoły średniej.
- Van, poznamy wreszcie tego Romeo, o którym tyle nam opowiadałaś? – dociekała Carolyn Brown, która dzięki swojej niesamowicie wielkiej ciekawości otrzymała miano ‘Plotkary’. Ze zniecierpliwieniem zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu nieznajomego ciemnowłosego przystojniaka, którego tak zwykła opisywać Vanessa jako swojego oblubieńca.
Vanessa zaczęła udawać, że zainteresowały ją kamyczki leżące na drodze biegnącej do hotelu ‘Four Seasons’.
- Powiedzmy, że nastąpiły pewne komplikacje… - zaczęła niemrawo.
- To coś poważnego? Chcesz może porady?
- Czy ten koleś coś ci zrobił? Potrzebuje zaznać spotkania w pięścią? – zażartował Nick Jordan, partner Carolyn na bal, choć w rzeczywistości powiedział to szczerze, gdyż skrycie Vanessa mu się podobała.
- Dajcie Van trochę spokoju – dołączyła do rozmowy Rita, zatrzymując się przed przyjaciółką i zasłaniając ją w geście obrony. – Powie Wam, jak będzie gotowa.
Vanessa kopnęła małe kamyczki czarną szpilką od Alexandra McQueen. W tym samym momencie portier otworzył oszklone drzwi do hotelu ‘Four Seasons’, a następnie machnął do przybyłych już gości gestem wskazując, aby weszli do środka.
- Czas zacząć ostatnią licealną imprezę – obwieścił Jesse Collins, rozgrywający w szkolnej lidze koszykówki, który dosłownie przed sekundą  zmaterializował się przy grupce maturzystów. Na bal przyszedł z najlepszą przyjaciółką swojej siostry, o dwa lata młodszą od nich Kirke Eyre. Na tą okazję założyła pistacjową, koktajlową sukienkę i brązowe botki Reserved. Rówieśnicy często wyśmiewali jej styl, lecz ona machała na to ręką. Nie obchodziło ją zdanie innych.

Jesse poklepał po plecach Dylana, Luke’a oraz Jake’a, swoich najlepszych kumpli i wszyscy zebrani wokół ruszyli w kierunku budynku.

~ ? ~

- Cholera jasna, znowu się spóźnimy – jęczał Matthew, silny skrzydłowy w drużynie koszykówki, stojąc w korku na drodze prowadzącej do skrzyżowania ‘Burton Way’ i ‘South Doheny Dr’, na której mieścił się hotel, do którego zmierzał srebrnym Jaguarem XJ.
- Mówiłam ci, żeby jechać zgodnie z tym, jak pokazuje nawigacja – rzuciła jego dziewczyna, Crystal Emerald. Na bal maturalny odziała się wyjątkowo ekstrawagancko, mianowicie miała na sobie wiktoriańską sukienkę od Hell Bunny a do tego dwudziestodziurkowe glany, i (jak zawsze) szmaragdowe kolczyki oraz naszyjnik. pamiątki od mamy.
Matthew gwałtownie uderzył pięścią w kierownicę.
- No jedź, kretynie!
- Spokojnie Matti, nie denerwuj się już – starała się go uspokoić dziewczyna. Położyła dłoń na jego dłoni. Chłopak poczuł delikatną koronkę, z której uszyto Crystal rękawiczki. Patrzyli sobie przez krótką chwilę prosto w oczy. Oboje mieli tęczówki w kolorze czekoladowego brązu.
W transu wyrwał ich klakson. Matthew skręcił w lewo i zaparkował w wolnym miejscu na parkingu.
Kiedy weszli do środka, ujrzeli ogromny hol w kolorach écru, złota i jasnego beżu. Na ścianach widniała sztukateria, w kątach stały donice z egzotycznymi roślinami, a podłoga wyłożona była ekskluzywnym kamieniem. Po okazaniu dowodów tożsamości oraz skorzystania z szatni Crystal i Matthew zajęli miejsca przy sześcioosobowych stolikach, tuż obok Jesse’go z Kirke. Chwilę po nich dołączyli Connor McKinley, kolega z drużyny licealnej koszykówki. Na dwa tygodnie przed balem jego partnerka go wystawiła, tak więc zaprosił najlepszą przyjaciółkę swojej młodszej siostry. Sara, bo tak miała na imię, założyła zwiewną czarną sukienkę przed kolana w czerwone kwiaty, kupioną w Orsay’u, a także czarne szpilki z H&M.
Miejsca przy stoliku obok zajęło rodzeństwo ze swoimi partnerami.. Yelena i Chester Lebiediew to bliźnięta dwujajowe o rosyjskich korzeniach, które za wyjątkiem płci i wzrostu wyglądało niczym klony. Oby dwoje od urodzenia mieli okrągłe, topazowe oczy, porcelanową cerę, a także proste platynowe włosy. Yelena splotła długie do bioder kosmyki w luźny warkocz na wysokości uszu, a pozostałe kępki rozpuściła i lekko pofalowała. Założyła jedwabną, zwiewną suknię do kolan podkreślającą błękit oczu oraz (wyjątkowo) sandałki na koturnie od Marca Jacobsa. Mimo wszystko, nie odważyła się na imprezowy makijaż, stawiając na minimalizm. Chester natomiast poprawiał bordowy krawat w czarne prążki, prezent od ojca na osiemnastkę.
Kiedy nauczyciele uczący w klasie maturalnej zawołali uczniów, aby ustawili się na parkiecie i zeszli po schodach w parach podczas inauguracji balu, Yelena poderwała się na równe nogi i dotknęła swojego przyjaciela, z którym przyszła na bal za nadgarstek.
- No chodź, Adi. Zaczyna się część oficjalna.
Adrian Ash Johnson wpatrywał się beznamiętnie w tańczące płomienie waniliowych świec, jak gdyby wpadł w hipnotyczny trans. Tym razem wszystkie kontury widział bardzo wyraźnie, gdyż zamiast okularów założył szkła kontaktowe. Korzystał z nich tylko od czasu do czasu na wyjątkowe okazje. W rzeczywistości wcale nie chciał tu przychodzić. Wolał siedzieć na starej, zniszczonej kanapie w swoim pokoju i czytać kolejną książkę psychologiczną, lub rozwiązywać jakieś łamigłówki matematyczne. Był to typ ścisłowca, którego pierwszą, odwzajemnioną miłością była matematyka i nauki przyrodnicze, wszak gdyby tylko ktoś pamiętał go sprzed paru lat, nikt nigdy by o nim nie pomyślał jak o przyszłym studencie medycyny na jednym z uniwersytetów Ligi Bluszczowej.
Tylko że kogo interesowałoby zdanie takiego samotnika jak on? Właściwie nie miał on żadnych przyjaciół. Jedynie Yelena Lebiediewa pragnęła spędzać z nim czas wolny, i to właśnie dla niej zdecydował się tutaj przyjść. Adrian do końca życia nie zapomni ich pierwszego spotkania w (a jakżeby inaczej!) bibliotece miejskiej. Chłopak był stałym klientem tegoż budynku użyteczności publicznej, że aż bibliotekarki codziennie rezerwowały mu miejsce w czytelni. Podczas, gdy pewnego popołudnia dwa lata temu rozwiązywał zadania z podręcznika do rozszerzonej matematyki dla klas maturalnych (a miał wtedy zaledwie czternaście lat) zauważył dziewczynę, która za wszelką cenę próbowała zrozumieć materiał z chemii. Kojarzył ją z widzenia, chodziła do tej samej klasy co on, lecz nigdy nie nawiązali z sobą bliższego kontaktu.
Adrian postanowił pomóc koleżance, w końcu nauczył się tego wcześniej, a lubił pomagać innym, tak więc dosiadł się do jej stolika, a kiedy spojrzała w jego oczy, rzekł:
- Jakiego działu się uczysz?
Yelena pokazała mu podręcznik na stronie, w której wytłumaczona była między innymi zasada nieoznaczoności Heisenberga, a także równanie Schrödingera i parę rysunków orbitali atomowych.
- Za Chiny ludowe nie potrafię zrozumieć, czym są te podpowłoki elektronowe. Skąd ja mam wiedzieć, czy potas ma na ostatniej powłoce tylko podpowłokę s, czy ma może jeszcze te inne, których nie pamiętam – przyłożyła palce do skroni i pokiwała głową ze smutkiem. – I czym się one różnią od orbitali?
- Chcesz, żebym ci to wytłumaczył ‘na chłopski rozum’, czy może bardziej naukowo?
- Błagam, zrób cokolwiek, bylebym to zrozumiała. Nigdy nie byłam dobra w przedmiotach ścisłych, a zależy mi tylko na tym, by je zdać.
Adrian wyciągnął z plecaka notes i długopis, a w podręczniku do chemii poszukał tablicy Mendelejewa. Rozpisał w kolumnie litery od K do Q, oraz cztery małe s, p, d, f.
- Generalnie musisz umieć odczytywać układ okresowy, i poradzisz sobie z tym zagadnieniem. Zdecydowana większość nauczycieli nie tłumaczy tego w ten sposób, choć według mnie jest on najprostszy i najlogiczniejszy… Numery okresów od 1 do 7 to tak naprawdę powłoki elektronowe w tejże kolejności – wskazał na wypisane duże litery. – Główna liczba kwantowa jest równa numerowi okresu. Ale to nie wszystko, bo istnieją jeszcze podpowłoki. Każdej z podpowłok s, p, d i f przypisane są kolejno cyfry 0, 1, 2 oraz 3. Są to też jednocześnie numery pobocznej liczby kwantowej dla danego elektronu występującego u konkretnego pierwiatka w konkretnej podpowłoce. I w tym momencie zwracasz uwagę na blok, do którego należy dany pierwiastek. Kojarzysz bloki, prawda? – Yelena kiwnęła głową. – W takim razie weźmy taki wapń, jest w bloku s, tak więc jedyna podpowłoka, jaką wapń ma na powłoce walencyjnej, czyli tej ostatniej od jądra, to podpowłoka s. A jakbyś popatrzyła na brom, który jest w bloku p, to na podpowłoce walencyjnej, będzie miał podpowłokę s oraz p. Już ci mówię, czemu również s, a nie także podpowłoka d. Musisz liczyć ilość elektronów w pierwiastku. Masz je zapisane tu – wskazał na liczbę atomową. – i lecisz po kolei od wodoru, przez hel, aż do tego bromu. Zanim do niego dojdziesz, musisz minąć pierwiastki z tego samego okresu, ale bloku s, czyli potas i wapń, a one na ostatniej powłoce mają tylko podpowłokę s, więc musisz ją również wliczyć. Ale nie możesz brać wtedy pod uwagę podpowłoki d, gdyż nie występuje ona w powłoce walencyjnej atomu bromu. Dlatego ją pomijam dla pierwiastków bloku p od czwartego okresu, nieprawdaż?
- Tak, zgadza się – kiwnęła dziewczyna, ale zanim zdążyła zadać kolejne pytanie, ten już mówił.
- A czym są orbitale? To nic innego jak te słynne ‘kratki’, które rysujemy na lekcjach chemii. Każda podpowłoka ma określoną liczbę ‘kratek’, a pojedyncza ‘kratka’ to jeden orbital. On też jest równy magnetycznej liczbie kwantowej. A w każdej z tych ‘kratek’ mogą być dwie strzałki. One to nic innego jak symbole elektronów krążących po tej orbicie, ale muszą być one skierowane w danej kratce w różne strony, ponieważ nie mogą istnieć dwa elektrony o tych samych liczbach kwantowych, muszą mieć co najmniej różną magnetyczną liczbę spinową. Wynika to z zakazu Pauliego.
Yelena zaniemówiła. Przecież ten chłopiec wyglądał na takiego, który ledwie skończył podstawówkę, a tłumaczył starszej od siebie dziewczynie coś, czego nigdy nikt by jej nie wytłumaczył w ten sposób. Nie potrafiła też sobie przypomnieć sytuacji, w której Adrian mógłby tak dużo mówić. Zazwyczaj siedział cicho na lekcjach i się nie odzywał. Zadziwiające, ile ludzie potrafili ukryć pod maską.
- Widzę, że musisz też ogarnąć materiał dotyczący hybrydyzacji, orbitali sigma i pi. Musisz zacząć od…
- Dobrze, Adrian. Posłuchaj, muszę już wracać do domu, przykro mi. Ale możemy się umówić jutro po szkole w tym samym miejscu, to mi pomożesz w tym… czymś – pomachała książką w powietrzu przed nosem. Zaczęła pakować swoje rzeczy i przewiesiła wojskowy  plecak khaki przez ramię. – Bardzo dziękuję za pomoc. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie chce się z tobą przyjaźnić. Jesteś naprawdę sympatyczny.
- Adrian, no ruszże się! – szturchnęła go Yelena, wyrywając z zamyślenia.
Czym prędzej wstał od stolika, o mało co nie rozlewając napojów.

~ ? ~

Po uroczystej inauguracji, maturzyści zaczęli tańczyć do muzyki granej przez wynajęty na wieczór zespół ze stanowego uniwersytetu. Zespół słynął z coverów zespołów tworzących szeroko pojęta muzykę rockową i metalową lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Podczas gdy grali refren ‘I don’t want to miss a thing’ od Aerosmith, Dylan odsunął się od Alexz, przeszedł przez parkiet, zatrzymując się aż na drugim krańcu piętra, gdzie przy szatni czekał na niego Luke z torbą wypełnioną plikami kopert z kredowego papieru.
-  Masz wszystkie dwadzieścia zaproszeń? – Luke kiwnął głową. – Świetnie. Podaj mi je. Czas zacząć maskaradę.
Dylan ruszył w kierunku sali, gdzie tańczyli jego koledzy z klasy z osobami towarzyszącymi. Zespół grał obecnie trochę skoczniejsze utwory. Podszedł do Rity i Vanessy, które ocierały swoje biodra w rytmie muzyki. Podał im do rąk dwie koperty, które automatycznie otworzyły. Ich oczy błyszczały z wrażenia.
- Postscriptum: włóżcie coś obcisłego – Dylan posłał im oczko i swój najpiękniejszy uśmiech. Przyjaciółki zachichotały.
Carolyn Brown, następczyni serialowej ‘Plotkary’, zmaterializowała się przy nich i spojrzała na eleganckie zaproszenia.
- Wow! Ale zajebiście! To będzie na bank najczadowsza, najbardziej niezapomniana biba… - orzechowe oczy dziewczyny zaświeciły się niczym kryształy. – Dylan, jesteś najcudowniejszym facetem w historii! - Carolyn powiesiła mu się na szyi, trzymając w prawej ręce kopertę z zaproszeniem.
Przez następne kilkanaście minut wokalista zespołu zaśpiewał covery paru utworów Black Sabbath. W międzyczasie część maturzystów musiała usiąść przy stolikach i odpocząć. Bawili się już od dobrych dwóch godzin, a Dylan rozdał koperty między innymi członkom licealnej ligi koszykówki, Matti’emu i jego dziewczynie Crystal Emerald, a także dwóm uroczym brunetkom z klasy maturalnej, Seychelle Fox i Jill Turner. Ich partnerzy na bal z zaprzyjaźnionego liceum, Richard Stewart oraz Charlie Gold ukradkiem zaglądali na zaproszenia, których nie dostali.
- Tutaj jest napisane, że osoby towarzyszące są mile widziane – odparła Jill, podekscytowana na myśl, że być może za tydzień pojedzie na dwutygodniowe wakacje na tajemniczą wyspę (bo nie było podane na jaką) z Charliem. – Może pojechalibyście z nami?
Chłopcy spojrzeli na siebie i uśmiechnęli nieśmiało.
- Czemu by nie?
W tej samej chwili do stolika dołączył Drake Reed, który nie rozstawał się ze swoim motorem od kiedy tylko uzyskał prawo jazdy. Uścisnął Dylana w męskim uścisku w ramach podziękowania. Niemal od razu zaprosił na imprezę towarzyszkę Eveline Rockwell, tradycyjnie ubraną w czarną aksamitną suknię bez ramiączek. Na barki założyła etolę, a pukle loków miała luźno upięte wsuwkami.
Następnie zaproszenie dostali siedzący przy jednym stoliku Emily Scott, wierna miłośniczka wszelkich odcieni fioletu i lilii, w których także założyła dziś obcisłą kreację od Diane von Furstenberg. Pooprosiła swojego starszego o dwa lata brata Travisa, aby towarzyszył jej w tym wyjątkowym dniu. W dodatku chciała spędzić z nim trochę czasu przed jego jutrzejszym wyjazdem za granicę. Wiedziała, że przez najbliższe parę tygodni nie będzie mógł z nikim rozmawiać przez telefon, gdyż wyjeżdżał na staż, gdzie rozmowy były kategorycznie zabronione. Obok Emily siedzieli na krześle Ksawery Kestrel z Sashą Rodriguez. Znani byli głównie z tego, iż nigdy nie trafiali na odpowiednich partnerów, a pomimo faktu, iż każdy ich wspólny znajomy twierdził, że są dla siebie wręcz stworzeni, oni stawiali przy swoim i traktowali siebie jak zwykłych przyjaciół. Również oni zadeklarowali swoją obecność na imprezie organizowanej na tajemniczej wyspie.
Dylanowi było trochę głupio wręczać zaproszenia Hunterowi, Rory’emu oraz Michaelowi i ich dziewczynom, skoro praktycznie w ogóle ich nie znał. Spotkał ich na patio i nakrył na rzekomo ‘nielegalnym’ paleniu jointów. Ale skoro wraz z Lukiem postanowili, że na Catalinę oficjalnie zaproszą wszystkich maturzystów z liceum, oni również zasłużyli doświadczyć tego zaszczytu.
- Ej, sądzicie, że to jakiś fake? – zapytał Hunter, zaciągając się skrętem.
- A cholera wie – odparł Michael. – Ale wiesz, kiedy będziemy mieli niezłą bekę? Jakby się okazało, że to faktycznie jakaś ściema.
- Najlepiej będzie, jak się o tym przekonamy na własne oczy. Co powiecie na to, aby rozesłać te zaproszenie do reszty znajomych, i znajomych znajomych? Będzie niezły numer, jak to się okaże ściemą. Ten skejcik będzie miał przesrane.
- Ale jeśli on nie kłamie, to wtedy wyjdzie na największą szychę w okolicy – odezwała się Selene, partnerka Rory’ego.
- To wtedy będziemy na niezłej bibie. Tutaj jest napisane, że mamy mu wysłać sms z adresem, pod jaki przyjedzie po nas limuzyna. I podał nawet numer. Weźmy roześlijmy to do wszystkich, jakich mamy w znajomych na facebooku, twitterze i w kontaktach na telefonie.
- Albo lepiej, zróbmy wydarzenie na fejsie, ale widoczne tylko dla zaproszonych gości, których sami wybierzemy. To będą najwięksi imprezowicze. Tylko oni się naprawdę liczą – zaproponował Michael.
- Niby czemu nie może to być wydarzenie publiczne?
- No bo przecież nie chcemy, by wprosili się jacyś kretyni, co nie? – dodała Pauline, dziewczyna Michaela.
- Paula ma rację, Hunter – przytaknęła koleżance Skye. Jako jedyna w grupie miała blond włosy oraz błękitne oczy. – Musimy pamiętać, że nikt nie może się o tym dowiedzieć.. Napiszemy im, aby nie mówili krewnym, gdzie będzie ta impreza. Co więcej, tu jest napisane pogrubioną czcionką, aby nie przyznawać się rodzinie.
- To nie będzie problemem. Pewnie wszyscy z liceum wcisną kit starym, że wyjeżdżają na tą wycieczkę do Paryża, co miałą być za tydzień. A pewnie wybiorą tą imprezę – wtrąciła się Selene.
- No bo pewnie będzie na niej alkohol.
- Skontaktuję się w tajemnicy z siostrą Dylana, którą poznałam na obozie w tamtym roku. Jest młoda, ale ogarnięta. Jeżeli zobaczą ją na liście, to nam uwierzą – zakończyła dyskusję Skye.
Rory dopalił do końca jointa, po czym zdeptał na trawie, aby przygasł.
- Tak więc załatwione. A teraz wracajmy do środka, nie chcę dostać opieprzu na sam koniec szkoły średniej.

W środku grali aktualnie ‘Sad but true’ autorstwa Metallici. Dylan Dawson odchodził właśnie od jedynej Afroamerykanki z maturalnej klasy, Rebecci Burney, która o przyjście poprosiła Phineasa, kuzyna Eveline. W dłoni trzymał jeszcze ostatnie dwie koperty. Jedną z nich dostał Chester, z którym przybili sobie żółwika. Podchodząca do nich blondynka z zielono-żółtymi oczami po ujrzeniu koperty chwyciła Dylana za nadgarstek i zaprowadziła do rogu pomieszczenia.
- Posłuchaj, słońce. Jeżeli chcesz, to możesz pop… - zaczął.
- Nie o to mi chodzi, Dylan. Mam pewien… problem. A ty możesz mi pomóc. Potrzebuję trochę kasy – Dylan otworzył usta, by coś powiedzieć, ale dziewczyna go wyprzedziła. – Nie mam zamiaru od ciebie pożyczać. Chciałabym coś zarobić.
Dylan zamyślił się przez chwilę.
- Znasz się trochę na drinkach? Mogłabyś pracować w barze.
- Tam będzie bar?! Hmm, moja siostra była kiedyś barmanką, więc wiem co nieco. Biorę to – puściła mu oczko.
- To świetnie – spojrzał na jej piegowatą twarz błękitnymi oczami. - Przypomnij mi proszę, jak się nazywasz?
- Kitty Marshall.
- Dobra, Kicia. Jesteśmy umówieni.
Kiedy Dylan odwrócił się, ujrzał przed sobą Alexz. Było mu ciężko odczytać jej wyraz twarzy. Wydawała się jednocześnie smutna, zażenowana i znużona. Spojrzała na swojego chłopaka od stóp do głów, i rzuciła jedynie:
- Za niedługo będziemy musieli wracać na schody. Będzie oficjalna, pożegnalna część – spojrzała na kopertę z kredowego papieru. – Będę czekać na górze.
Chłopak spojrzał na zegarek i o mało co się nie załamał. większość czasu spędził na wyłapywaniu znajomych i tłumaczeniu im co i jak mają zrobić, zabrać ze sobą, z kim się kontaktować. Kompletnie nie zwracał uwagi na Alexz, ‘zostawił ją samą na lodzie’. Obiecał sobie jednak w duchu, że przez najbliższe tygodnie będzie tylko i wyłącznie jej, w ekskluzywnym hotelu na Catalinie.
Ostatnią kopertę wręczył siostrze bliźniaczce Chestera, Yelenie i pognał na schody. Yelena rozejrzała się dookoła i odwróciła oburzona.
- No nie. To jest szczyt chamstwa po prostu! Dlaczego wszyscy maturzyści zostali zaproszeni, tylko nie ty? – powiedziałą do Adriana, ściągając jasne brwi. – Skoro ty nie dostałeś tej głupiej koperty, to ja również tam nie pojadę.
- Pojedziesz, i to bez dyskusji – odparł Chester. – Nie zostawię cię na dwa tygodnie samej w domu. Pamiętasz, co się wydarzyło ostatnio? Nie chcemy chyba powtórki z rozrywki.
Yelena westchnęła i zaczęła czytać zaproszenie na imprezę.
- O fuj! Chłopcy chcą, żeby dziewczyny zabrały ze sobą TYLKO obcisłe ciuchy. Za żadne skarby świata! – kontynuowała czytanie. - Dobra, tutaj napisali, że możemy zaprosić osoby towarzyszące, o ile wcześniej je zgłosimy na niżej podany numer… To nie jest numer Dylana, co nie? – Jej brat pokręcił głową. – W takim razie biorę ciebie, Adrianie, jako swoją osobę towarzyszącą. Zgadzasz się?
Adrian nie był zachwycony na wieść o tym, że za tydzień przezyje kolejne podobne piekło, ale cóż mógł zrobić? W głębi serca pragnął towarzystwa rówieśników, a jedynie Yelena go tolerowała. W praktyce nie miał innego wyjścia.

~ ? ~

Bal maturalny zakończył się po trzeciej nad ranem. Do tego czasu Dylan Dawson zdążył zapoznać się ze studentami z kapeli i zaproponować im koncert na Catalinie, dodatkowo z pobytem na najczadowszej imprezie w historii, oczywiście ‘all inclusive’. Kiedy zbliżał się do samochodu pożyczonego od Melissy i otworzył Alexz drzwi od strony pasażera, ta bez słowa wpakowała się do środka i założyła ręce na piersiach. Patrzyła się wciąż na stojący nieopodal gigantyczny bilbord przedstawiający młodą dziewczynę ubraną w hidżab i napis:

‘Poszukiwana Dina Mizrachi. Metr siedemdziesiąt trzy, ciemne oczy, kręcone włosy, cera bez skazy. Prosimy o kontakt pod podany numer telefonu. Gwarantujemy nagrodę w postaci dosadnej sumy pieniężnej. Cena do uzgodnienia.’

„Czasami chciałabym od tak uciec od problemów, jak ta dziewczyna” pomyślała Alexz, a rudy loczek uwolnił się z fryzury upiętej przez koleżankę jej mamy.
- Posłuchaj, Alexz, ja...
- Nie chcę z tobą rozmawiać, Dylanie. Jedźmy już. 
Chłopak natomiast nie dawał za wygraną. Ujął jej dłoń w swojej, a drugą założył uwolniony kosmyk ognistych włosów za ucho ozdobione hematytem.
- Nie wyruszymy, dopóki ci czegoś nie powiem. Rozumiem, że jesteś na mnie zła, że tak mało czasu tobie dzisiaj poświęciłem. Nie cofnę tego, ale mogę ci to wynagrodzić.
- Niby kiedy? Za tydzień, jak będziemy na wycieczce w Paryżu? – Alexz prychnęła. – Szczerze to poważnie się zastanawiam nad tym, czy w ogóle tam pojadę.
- Nie pojedziesz – przekręcił jej głowę w swoją stronę i spojrzał w szmaragdowe oczy. – Bo będziesz z nami, ze mną, na  Catalinie.
Alexz wyrwała mu się z objęć. Doskonale wiedziała, że zaproszenia dla jej kolegów i koleżanek z klasy dotyczyły właśnie tej organizowanej przez Dylana imprezki.
- Ale ja nie dostałam żadnego zaproszenia.
Dylan ujął jej twarz w dłoniach i pocałował delikatnie w usta.
- Nadal tego nie rozumiesz? Moja dziewczyna nie potrzebuje zaproszenia do mnie. Zobaczysz, będzie cudownie. Tylko ty i ja będziemy mieli dostęp do najwspanialszej sypialni, gdzie będziemy spędzać całe noce.


Zaczął ją coraz namiętniej całować, aż w końcu przywarli do siebie mocniej. Alexz ponownie czuła się jak w raju. W morzu pozytywnych emocji postanowiła dać Dylanowi drugą szansę.


made by: Alina Krupa-Szpak